Freelancer w świecie IT cz. 1
Streszczenie odcinka:
⚫️ Czym się zajmujesz?
⚫️ Co teraz Cię najbardziej zajmuje? Jakie jest Twoje główne zajęcie?
⚫️ Czyli są to usługi szkoleniowe, konsultacje? Z czym konkretnie klienci dzwonią? Czego mogą od Ciebie oczekiwać?
⚫️ Czy w tym modelu, w którym pracujesz, właśnie jako freelancer, myślisz o tym, żeby jakoś tutaj rozbudowywać zespół? Czy raczej chcesz być takim solopreneur, który zajmuje się wszystkim sam i nie uzależnia się od innych ludzi?
⚫️ Formuła, że Ty jesteś pracownikiem jakiejś firmy, też by Ci nie odpowiadała? Skoro się zdecydowałeś na tę właśnie samodzielność, bycie freelancerem, także tutaj wolisz samodzielnie pracować?
⚫️ Reprezentujesz mindset wybitnie consultingowy?
⚫️ Powiedzmy historycznie jak to wyglądało. Od czego zacząłeś?Przez długi czas się samą Javą zajmowałeś, tak? Działałeś również jako organizator meetupów itd. Możesz powiedzieć jak ta droga wyglądała? Migracja, właśnie z zainteresowania Javą do Sparka i Kafki?
⚫️ Przy pracy w pojedynkę, mamy problem z zarządzaniem czasem swoim? To znaczy, że trzeba sobie dobrze podzielić czas, pomiędzy pracę faktyczną, a przygotowaniem się do kolejnego projektu. O tym mówiłeś?
⚫️ A czy masz jakieś swoje metody znajdowania najbardziej efektywnego czasu pracy?
Transkrypcja odcinka:
Cześć. Z tej strony Łukasz Kobyliński. Witam Was w kolejnym odcinku podcastu Stacja.IT. Dzisiaj naszym gościem jest Jacek Laskowski. Cześć Jacek. Wielkie dzięki, że znalazłeś czas żeby porozmawiać z nami. Może powiedz na początku, tym osobom, które Cię nie znają, czym się zajmujesz?
Cześć. Nazywam się Jacek Laskowski. Pracuję w IT od kiedy tylko pamiętam, czyli już od ponad dwudziestu lat. Pasjonuję się światem Open Source. W tej chwili zajmuję się Kafką i Sparkiem, korzystam również z języka programowania SCALA. Mimo mojego wieku wciąż liczę, że kiedyś będę dobrym programistą. Klienci mi płacą, więc wygląda na to, że moje usługi nadal są wzięte. Mam się dobrze.
Wiele rzeczy robiłeś w życiu? Co teraz Cię najbardziej zajmuje? Jakie jest Twoje zajęcie?
Od 5 lat jestem niezależnym konsultantem. Po pierwsze to dlatego, żeby jakby uwypuklić ten fakt, że skoro jest się niezależnym to rynek wyznacza jak dobry człowiek jest, więc jeśli od tylu lat utrzymuje się na rynku i wciąż mogę powiedzieć, że jestem niezależny to znaczy, że jest całkiem nieźle. Lubię funkcjonować w takich niestabilnych środowiskach. Kręcą mnie szybkie zmiany, więc w tej chwili siedzę tylko i wyłącznie ze Sparkiem i Kafką (w tej kolejności) oraz Scalą. Więc jeśli klient dzwoni i mówi, “Słuchaj chłopie! Jacek chcielibyśmy Cię!”, to jeśli nie pojawia się Spark, Kafka i Scala w tej kolejności, w pierwszych dwóch, trzech lub czterech zdaniach to od razu kończę rozmowę. Robię to od 5 lat i nie zamierzam przestawać. Przed naszą rozmową kończyłem wpisy w moich książkach odnośnie Kafki, coś tam rozkminiałem, coś mi zaczęło wychodzić i tak sobie przypomniałem, że Łukasz dzwonił, trzeba jechać. Musiałem przerwać. I to jest właśnie taki mój świat, że wygląda na to, że gdybym mógł to bym siedział przy tym temacie, patrzył na kody źródłowe i i opisywał to wszystko co tam widzę. I tak zaprzepaściłbym cokolwiek innego. Dobrze że mam rodzinę. Dobrze że spotykamy się, że muszę wyjeżdżać do klientów, bo inaczej to bym chyba się nie ubrał w ogóle i w pidżamie, kapciach siedział. Jak to w filmach czasem pokazują w piwnicy i rozkminiał jak to Kafka i Spark działają.
Czyli to są tematy które Cię teraz fascynują jak rozumiem?
Muszę powiedzieć, że siedziałbym przy tym do momentu, kiedy dzwoni klient i mówi “słuchaj, przyjedziesz na szkolenie”? To tak jak Sławek Sobótka zawsze odpowiadał, zresztą wy też tak działacie, że po jakimś czasie jak masz już szkolenia to odcinasz kupony i cały czas mówisz to samo. Ale właśnie ta świadomość, że jest kolejne szkolenie – dziesiąte, dwudzieste szkolenie i mówisz to samo, czasami nie wiesz, czy coś już mówiłeś, czy nie mówiłeś. Czasem byś chciał wskoczyć na wyższy poziom. Szczególnie jeśli siedzisz z kodami źródłowymi i chciałbyś powiedzieć, co jest w latest and greatest version, czy to Sparka czy Kafki. Ale mówisz nie, jak pojedziesz za ostro po bandzie i powiesz te wszystkie detale, a klientela nie jest jeszcze przygotowana, więc musisz zatrzymać się. Te wyjazdy czasami są tak pod górę, że mi się nie chce jechać i tak po tych pięciu dniach mówię sobie “dobra mam trochę kasy, już nikt nie musi dzwonić i nikt nie będzie dzwonić i wtedy odkładam telefon, odkładam maila i znowu kody źródłowe. Później po tygodniu mówię sobie “Słuchaj może jednak by ktoś zadzwonił, bo jak nikt nie będzie dzwonił, to może ta moja robota nie jest w ogóle potrzebna. Pojawiają się takie inne elementy. No i tak upływają ostatnie dni”.
Czyli to są właśnie usługi szkoleniowe, konsultacje? Z czym konkretnie klienci dzwonią? Czego mogą od Ciebie oczekiwać?
Coraz więcej jest klientów zagranicznych, którzy zawsze byli, bo mało udzielałem się na rynku polskim jeśli chodzi o biznes. Tutaj bardziej chodziło o wystąpienia publiczne, o dzielenie się wiedzą. Zależy mi na tym rynku, żeby inni przynajmniej mieli świadomość, że to czym się pasjonuje istnieje na takim poziomie, że to będzie poziom trochę więcej niż początkujący. Wszystkie meetupy organizuję tutaj, ale klienci, głównie zagraniczni, coraz częściej dzwonią i mówią – słuchaj, to już nawet nie musisz do nas przyjeżdżać, tu masz logi, tego czy tego rozwiązania. Powiedz nam czy możesz zrobić tam tak dobrze. Jak trzeba będzie to przeszkolisz naszych ludzi, żeby te pytania były na innym poziomie. Więc szkolenia tak, no bo jak pewnie wiesz, łatwo się je wycenia. Mówi się, powiedzmy 3-5 dni, taka kwota, materiały są, jeśli już masz agendy, 10-20 różnych wariantów agend, to mówisz “dobra, masz tutaj agendy, jeśli coś ci się nie podoba, to masz poszczególne moduły, możemy coś sklecić jak z klocków lego”. Biznes jest prosty jak już dobrze się rozkręcisz. Powtarzam ludziom, że wszystko jest dostępne publicznie – moje slajdy, agendy. W zasadzie, wróciłem teraz z Łodzi i mówię do nich: słuchajcie, moja bytność tutaj to jest jedynie możliwość zadania mi pytania i dostania odpowiedzi w sposób, którego nie dało się uwzględnić na slajdach. Albo było za dużo, albo nawet nie wiedziałem tego, bo się dowiedziałem wczoraj. I były takie sytuacje właśnie w zeszłym tygodniu, kiedy miałem w czwartek-piątek szkolenie z Kafki, to mówiłem rzeczy, których się dowiadywałem właściwie z godziny na godzinę. Kiedy skończyliśmy pierwszy dzień, to coś tam rozkminiłem. Wracając do moich klientów, szkolenia tak, bo się łatwo sprzedają, łatwo je wycenić. W zasadzie sztampowo obsługuję klientów, jeśli pytają o warsztaty. Coraz częściej pojawiają się klienci, którzy mówią: słuchaj zrób nam dobrze. Ty nam powiedz jak miałoby to wyglądać, chcesz logi, to masz logi. Chcesz przyjechać do nas, to przyjeżdżasz. Nie chcesz przyjeżdżać, to też powiedz i w zasadzie teraz w tej chwili usługi są, development, mentoring, performance tuning itp. Są klienci, którzy mówią, mamy produkt, ale chcielibyśmy go usparkowić albo ukawkowić. Wybaczcie za tę nowomowę. Wtedy ja mówię, okey potrzebuję czasu na zastanowienie się, co produkt robi i jak miałaby wyglądać integracja ze Sparkiem czy Kafką no i wtedy się dogadujemy. Ja mówię, że będzie to trwało 6-10 tygodni, no i wyceniamy to per godzina. Klient się zgadza lub nie i wtedy proponuje nową kwotę, jak będzie okey to robimy. Jeżeli nie, to gadamy dalej albo rozchodzimy się. I tak to teraz wygląda. Także wyjątkowo dobrze idzie. Te wszystkie zapowiedzi, jakichś potencjalnych recesji. Jak słyszę recesja, to pytam jaka recesja? Brakuje ludzi do roboty. Sam bym potrzebował kilku takich wymiataczy, którzy chętnie by usiedli w Sparku, Kafce. Takich odpowiedzialnych, że tylko wystarczyłoby rzucić im temat, powiedzieć: posiedź nad tym, za 2 dni wrócisz i powiesz mi czego się dowiedziałeś. Taka odpowiedzialność, żeby była w tym człowieku. Ludzi nie ma, a tutaj ktoś mówi o recesji. Jaka recesja? Może w innych branżach, ale w IT jakoś tego nie widzę, w moim obszarze jakoś tego nie widać.
No w IT nie widać, ale to właśnie wspomniałeś trochę o tym, że przydałoby się więcej tych ludzi? Czy w tym modelu, w którym pracujesz, właśnie jako freelancer, też coś takiego dopuszczasz? W sensie, że myślisz o tym, żeby jakoś tutaj rozbudowywać zespół? Czy raczej chcesz być takim solopreneur który właśnie się zajmuje wszystkim sam i nie uzależnia się od innych ludzi?
Solopreneur jest dobre, ale to na dłuższą metę nie działa. Ja już zauważam to po 5 latach, kiedy jestem już w pojedynkę. Zazdroszczę takim firmom jak Sages. Wiele firm można by wymieniać. Wiesz, macie ludzi, zawsze można zwielokrotnić swoją moc. W skrócie mówiąc – ściągnąć więcej z rynku, jeśli chodzi o kasę i więcej się nauczyć, no bo co dwie głowy to nie jedna. Fajnie jest móc z kimś porozmawiać, szczególnie z kimś, kto dzieli te same pasje. Ja w tej chwili rzeczywiście studiuję Sparka i Kafkę. Cieszy mnie każdy dzień, kiedy mogę z tym posiedzieć i porozkminiać. Korzystam z mediów społecznościowych właśnie po to, żeby zachęcić innych do kwestionowania moich prawd, które tam sobie sam buduję, na temat tego, jak działa Spark i Kafka. Liczę, że przez to udostępnianie tego wszystkiego ktoś powie, że ten gość (myślę o sobie), wie coś, to chętnie bym porozmawiał z nim. Chętnie bym się czegoś pouczył. Wciąż jeszcze mało jest ludzi, którzy piszą i mówią: słuchaj może byśmy popracowali razem. Ci, których pytałem o to, czy chcieliby popracować, to albo nie chcą odejść z etatów, albo nie są gotowi na działalność gospodarczą, na współpracę. Gdzie ta współpraca wyglądałaby tak, że ty mi powiesz ile chcesz zarabiać miesięcznie, albo za daną robotę, ja ci to zlecam, a ty mi to robisz. Robisz, nie że wtedy robisz 50 innych rzeczy i ja po tygodniu oczekuję od ciebie wyników, a ty tego nie masz. Dlatego zależy mi żeby to była osoba odpowiedzialna. Nie spotykam dużo ludzi odpowiedzialnych, nie mam jakoś tak szczęścia do tego. Nie chcę zatrudniać, no bo sam jestem na działalności gospodarczej. Nie umiem zagwarantować, że ten flow, ten strumień projektów będzie cały czas trwał. Może jestem w stanie zagwarantować to na kilka miesięcy, ale to zawsze jest ta niepewność, prawda? Więc poszukuję ludzi, którzy w zasadzie już rządzą na rynku, jako freelancerzy. Może chcieliby się skrzyknąć i popracować razem, wymienić się doświadczeniami. Na razie nie mam szczęścia. Ostatnio dostałem maila od gościa, od Hindusa, który mówi: chciałbym się specjalizować w Sparku i Kafce. Pierwszą moją myśl, kiedy w ogóle dostaję takie pytania to jest, że pozwolę mu trochę poczekać. Zobaczymy czy jest wytrwały i przejdzie przez pierwsze sito. No więc po jakimś czasie napisał do mnie: “Jacek, wiem, że jesteś zarobiony (nie wiem skąd on on to wie, ale on wiedział). Czy mógłbyś odpowiedzieć na to pytanie?”. To już pokazuje, że gość jest odporny na ten pierwszy fail w korespondencji. No wtedy ja pytam, co go interesuje? Tak żeby podtrzymać tą rozmowę. I okazało się, że gość jest bardziej zainteresowany Sparkiem niż Kafką. Zadałem mu pierwsze pytanie, chcąc zobaczyć czy w ogóle to ma sens z tym gościem. Nic o nim nie wiem, ale jest zainteresowany, przeszedł przez pierwsze kroki, no i zadałem mu to pytanie i teraz czekam na odpowiedź. Mało jest takich ludzi, którzy dociekają prawdy, są zainteresowani. Jeszcze mniej ludzi, którzy są na swoim. Jeszcze mniej tych, którzy chcieliby się skrzyknąć z innymi i popracować razem. Potrzebuję tego, to rzeczywiście. Na Twoje pytanie czy chcę być soloenterpreneurem to zdecydowanie nie, bo to się nie skaluje. Nie będę wiedział więcej. Czasem mamy z całego dnia, jak czasami sobie mierzę ile czasu spędzam rzeczywiście na produkcję mojej wiedzy, to 4-5 godzin to max. Wiesz, czasami jak wczoraj kiedy siedziałem nad zdokryzowaniem Kafki i usiadłem nad jednym problemem i nie mogłem go rozwiązać. Wiedziałem o co chodzi, teoretycznie byłem przygotowany, ale praktycznie czegoś mi brakowało. Wtedy chętnie zamieniłbym z kimś słowo. Przyszły moje dzieciaki, cała rodzina się zwaliła do domu, a ja byłem wściekły, że nie mogłem z nikim poruszyć tego tematu. Wyszedłem do nich. Żona Agata, pozdrawiam Agatkę, mówi że obiad jest. Ja teraz nie będę o obiedzie myślał… Byłem wściekły i mówię do nich: nie gadajcie do mnie, bo jestem podminowany, bo mam problem i nie mogę go rozkminić. Ale przysiedliśmy do stołu i tak minęła godzina, dwie, a ja zapomniałem w zasadzie o tym problemie. I w zasadzie, muszę ci powiedzieć, że to było potrzebne, trochę ochłonąłem, trochę zeszło ze mnie. Pomyślałem, że jutro nad tym siądę, wiedząc, że dzisiaj się spotykamy. I tak mówię, a to jutro. A tak nie dało mi to spokoju, po dwóch godzinach, obiad, było około 19, wszyscy już wyszli i zostałem sam. I tak miałem pół godziny, myślę, że muszę do tego wrócić. I poszło. Więc wracając do twojego pytania, czy chcę solo – solo nie. Muszę z kimś gadać częściej, dlatego prowadzę też te meetupy, ale to nie jest ten związek biznesowy, więc muszę mieć kogoś, kto byłby odpowiedzialny, kto chciałby trochę popracować w moim modelu. Żeby podszkolił się i ja bym się podszkolił przy okazji tych rozmów, a dodatkowo trochę zarobi, może nie? Więc jest dobrze, ale uważam, że mogłoby być lepiej.
Ale jednocześnie taka formuła, że Ty jesteś pracownikiem jakiejś firmy, też by Ci chyba nie odpowiadała? Skoro się zdecydowałeś na tę właśnie samodzielność, bycie freelancerem, także tutaj wolisz jak rozumiem samodzielnie pracować?
Tak, tak, tak, lubię występować w roli takiego specnaza albo swota w tej chwili. Specjalizuję się w wąskiej dziedzinie. Padają czasami pytania od ludzi, czy nie boję się, żę wypadnę z rynku przez to, że mam wąską specjalizację. Nie, na razie nie mam z tym problemu. Wygląda na to, że być może czasami myślę o Sparku jako zamierzchłej technologii, bo około 10 lat już istnieje i widać że są pewne automatyzacje związane ze Sparkiem. Są rozwiązania jak IMR Amazonowy, który jakby ukrywa, że tam w ogóle Spark występuje. W Google’u też jest, więc każdy ma jakieś takie rozwiązanie. Microsoft również w swojej chmurze, więc wygląda na to, że jakby Spark się zrobił na tyle popularny, że w zasadzie już nie można na nim zarabiać. Teraz Kafka, wygląda na to, że chwyta wiatr w żagle. Może do wielu rozwiązań się nie nadaje, ale ludzie biorą Kafkę bo ona jest trendy w tej chwili. Więc nie chcę się zatrudniać na etacie, bo jak dostaję propozycje od bardzo dobrych firm. Tutaj nie mówię tego w woli chwalenia się, że kontaktuje się ze mną ten czy tamten. Chodzi o to, że odmawiam i dobrze, że jest to nagrywane. Będę zawsze ten kawałek pokazywał dlaczego. Piszę zawsze dlaczego. Lubię kiedy skaczę z projektu na projekt i zajmuję się tylko i wyłącznie Sparkiem i Kafką. Jednak projekt, to nie jest tylko Spark i Kafka. Projekt to jest również robienie architektury, która dotyka Sparka, Kafki i jeszcze czegoś innego. Myślenie o jakiejś takiej większej wizji, poznanie problemów biznesowych, do jakich to rozwiązanie miałoby być zaadresowane. Ludzie oczekują, że jak człowiek ma 40 lat plus, a ja w tej chwili jestem 46ściolatkiem, to już w tej chwili będzie rozwiązywał problemy wyższego poziomu, biznesowe. Nie jest tak. Mnie wciąż technologia interesuje i chcę być, jak to mówią, skupiony na Sparku i Kafce. A to i moja agresywność, mam nadzieję, że pozytywna, nie spotyka się z aprobatą na dłuższą metę. Więc mówię, po tygodniu po dwóch, albo prawdopodobnie zespół miałby mnie dosyć, albo by się problemy skończyły ze Sparkiem i Kafką. Dlatego mówię stanowcze “nie” zatrudnianiu na etat. Chcę mieć, po pierwsze czas na rozkminianie czym jest Kafka, Spark. Wciąż czuję niedosyt tego czasu. A dwa, że chcę skakać z projektu na projekt, bo lubię zmieniające się środowiska. Nie lubię takiej jednostajności. Nowi ludzie, nowe problemy, i dzięki temu mówię klientom, że nie mam po co się zatrudniać, i po co przez rok, dwa, trzy i zastanawiać się, czy dla mnie są projekty, czy nie ma. Przechodziłem przez to. Lepiej weź mnie na tydzień, dwa, ja rozwalę ten czy tamten problem, zdejmę z Ciebie problem myślenia o Sparku, Kafce. Dodatkowo pozwolisz mi jeździć po innych klientach i potencjalnie szukać lepszych rozwiązań na twoje problemy. Bycie takim pośrednikiem pomiędzy biznesami, mimo że mam podpisanie NDA ze wszystkimi klientami, to wciąż mogę czerpać, korzystać z tego doświadczenia, więc nie muszę mówić, że u klienta X to było tak i tak. Mogę powiedzieć, a ja bym zastosował to rozwiązanie tak. Właśnie bazując na tym doświadczeniu. Więc to jest przez te zmieniające się warunki nie zasypiam gruszek w popiele, jak to mówią. Wciąż jestem na najwyższych obrotach, wciąż to jest Spark i Kafka, no i tak transferuję to widzę, żeby klienci nie myśleli w kategoriach czegoś złego, myśląc o Sparku i Kafce, więc preferuję właśnie bycie niezależnym i to na razie ma ręce i nogi.
Czyli taki mindset wybitnie consultingowy?
O tak, tylko, że właśnie, dlaczego cały czas poszukuję nazwy dla siebie. Używam oficjalnie teraz “Freelance IT Consulting”, żeby ludziom, którzy nie są związani z tym freelancerskim ruchem open source, jeśli chodzi o biznes. Freelancer kojarzy mi się trochę z leser. Aczkolwiek, to w zasadzie jest przeciwieństwo, bo nie możesz leserować, kiedy jesteś freelancerem. No bo jak nie będziesz miał klientów, to skończy ci się budżet, prawda? Jak to mówił mój szef w IBMie: nie będzie na chlebek, masełko, i być może szyneczkę. Więc trzeba ciągle być w kontakcie ze swoimi klientami. Jak to ktoś ostatnio powiedział na Twitterze, dobrze jest mieć kogoś, jeszcze poza sobą, kto myśli o tym, co będziesz robił jutro i chętnie ci zapłaci za to. Więc innymi słowy to są klienci. Więc nazywam się Freelance IT Consultant. Tak jak powiedziałeś, consulting to rzeczywiście jest moja rola, ale jest to też mi się zawsze kojarzyło z tym, że jak ktoś mówił konsultant. Szczególnie w Polsce często słyszałem, to było tak: a przyjeżdża, kasuje w zasadzie na godzinę na dwie, nie zależy mu na tym, jak ta robota będzie wyglądała, bo za tydzień, on zejdzie, skasuje swoje, po tygodniu będzie miał na miesiąc. W zasadzie oczekuje tylko upłynięcia tego tygodnia, wychodzi i tyle. Nie, ja bym chciał, żeby Spark i Kafka dobrze się ludziom kojarzyły i jak wchodzę do jakiegoś klienta, to jak słyszę o jakichś problemach, to mówię, że chcę o tym teraz i tu wiedzieć i jeśli sam nie będę umiał pomóc, to skontaktuję się z odpowiednimi osobami. Pomogę pchnąć temat do przodu. Na razie wygląda, że kilku klientów zaufało i pozwalają mi na taką dowolność i takie wjeżdżanie. Dają mi pełen dostęp do serwerowni, pełen dostęp do tych środowisk i mówią: to rób nam dobrze. Bądź takim outsourcingiem, ale tylko dla Sparka i Kafki, ale to jeszcze nie jest powszechne, także…
To może, żeby właśnie dojść do tego jak ta Twoja ścieżka też kariery czy rozwoju wyglądała, to może powiedzmy historycznie jak to wyglądało. Od czego zacząłeś? Bo tutaj przez długi czas się samą Javą zajmowałeś, tak? W początkach. Też jako organizator meetupów itd, możesz powiedzieć jak ta droga wyglądała? Też migracje, właśnie z zainteresowania Javą tutaj do Sparka i Kafki?
Kiedy człowiek ma 46 lat a mógłby o swoim życiu gadać i gadać. Mam nadzieję, że to nie jest tak, że mam wysokie ego, aczkolwiek pewnie wysoko jest. Generalnie, mam nadzieję, że nie będę zbyt arogancki, wybacz i wybaczcie. Jest tak, że kiedy Java wychodziła byłem wtedy na studiach, jeszcze w Toruniu. Wtedy studiowałem i pamiętam, że Java się pojawiła, nie umiem wytłumaczyć, dlaczego mnie zainteresowała, tak jak nie umiem powiedzieć, dlaczego mnie interesuje Spark i Kafka. Są rzeczy, które doprowadzały mnie do tych technologii, Java, Spark, Kafka, Scala, a w pewnym momencie był Closure i SBT. To zawsze jest takie pokręcone, że w zasadzie trudno jest w tym znaleźć jakiś sens. Więc wracając do mojej historii. Zacząłem od Javy, od pierwszej wersji. Byłem na studiach. Bardzo uwielbiałem programować w C, w socketach, więc jakby Unix mnie fascynował. Lubiłem chyba tą toporność tego Unixa, ale nie toporność, że tam niewiele można było zrobić, tylko, że po prostu, żeby tam coś zrobić. Trzeba było być takim trochę geekiem. I to mnie fascynowało. A z Assemblerem nie doszedłem, to nie był mój poziom. To poziom w tym sensie, że zawsze siedziałem na Unix i C to było najniższy poziom, jaki tam liznąłem. Tam jakiś tam epizod był z Assemblerem ale to do tego nie wracajmy. To nie było nic przyjemnego. Więc była ta Java i założyłem po raz pierwszy pamiętam wtedy to było Pelcomplamp Java, taki news grupy, usenet wtedy był. Pamiętam że ktoś to poprowadził, ale nie pamiętam czy ja to zakładałem, czy ktoś to założył dla mnie. Trzeba byłoby poszukać. Kiedyś próbowałem to znaleźć, ale powstała ta grupa pelcomplandjava i postanowiłem udzielić się tam, a tam było chyba z 6 osób. Nie mieliśmy w ogóle na pelnacomplandjava, tam ludzie dyskutowali i to mnie jakoś tak fascynowało. Potrzebowałem z kimś pogadać na ten temat. Pamiętam kiedy uplety się pojawiły wtedy na tych stronach www, czy jakieś książki się pojawiły. Poszukiwałem takich społeczności. Wtedy jakby, to tego się działo w międzyczasie. Ta Java, ja byłem na studiach, później zacząłem pracować, musiałem, bo w wieku 20 lat pojawiło mi się pierwsze dziecko, później drugie dziecko. Trzeba było kurde trochę kasy pokombinować. Z rodzicami finansowo nie było najlepiej, było generalnie wiele powodów, dla których człowiek musiał robić to, co robił. Więc była Java od pierwszej wersji, w Polsce jeszcze to IT było takie raczkujące. W ogóle IT nie było 20 lat temu, 30 lat temu. To na Kernelu jeszcze się wtedy rządziło. Linux jeszcze wtedy na Kernelu to było chyba dwa czy nawet wcześniej, jedynki nie pamiętam ale dwa, dwa jeden, dwa zero to pamiętam te Kernele. Linux zaczął mnie wtedy pasjonować, to kompilowanie tych rozszerzeń do Linuxa, jakby ten świat open source był taki magiczny, taki niezdobyty. Ta możliwość przesiedzenia całych nocy przed terminalem i tam rozkminianie jak tam Unix działa, jak to kompilować kody w C. Jakimś cudem, w tym momencie kiedy ja już byłem z Javą, dopadłem do Apache Southern Foundation. To ASF w tej chwili kończy 10 czy 20 lat, 10 wydaję mi się. No i open source jakoś tak człowiek słyszał i był pompowany przez tych ludzi, z którymi rozmawiał po angielsku, więc ten angielski trochę lizał, więc liznąłem mocniej. Więc to pisanie moich problemów po angielsku, nie było już takim problemem. I to tak trwało i trwało. Studia trwały trochę dłużej niż powinny. Nie tam 5 lat, tylko 3 razy więcej. W końcu w trakcie tych studiów ja miałem dwójkę dzieci, więc musiałem pracować. Zacząłem z jednej pracy iść do drugiej, trzeciej, czwartej. Przyszedł rok 2000, ja już miałem jakąś wiedzę na temat Javy, no ona rosła razem ze mną. W Warszawie, to miałem wtedy jeszcze większą publikę do zagospodarowania. Tu się już w zasadzie nic nie działo. W Krakowie wtedy była jedna konferencja, wtedy tam była grupa, tam powstał Polish Java User Group. Pamiętam, że BEA, była jeszcze taka firma, teraz kupiona przez Oracle. Maciej Gruszka pomagał mi wejść w ten rynek, właściwie cała BEA Polska. Wtedy jeszcze nie było oddziału polskiego, tylko był niemiecki. Jakby było tyle ludzi w międzyczasie, którzy chcieli żebym coś zrobił bo oni mieli możliwości, przede wszystkim pieniądze, miejsca gdzie by się spotykać. Ja po prostu miałem tylko kreować społeczność. W zasadzie byłem takim narzędziem w rękach ludzi mądrzejszych, sprytniejszych. I ja to robiłem, mnie to pasjonowało. Lubiłem się spotykać z ludźmi. No i jakby to się tak kręciło, kręciło, aż się rozkręciło na tyle, że powstała Warszawska Grupa Użytkowników Java. Później pierwsza konferencja, druga konferencja, pojawiły się ludzie, Michał Margiel, Łukasz Lenart i inni. No i oni zaczęli przejmować pewne obowiązki, które do tej pory były na mojej głowie. Ja mogłem się rozwijać w innych obszarach. I przechodząc w fast forward z 2010 w 2020, chociaż w zasadzie nie mamy jeszcze 2020. Ciągle byłem z ludźmi ze Stanów, ciągle byłem z open sourcem, ciągle byłem z Apache Southern Foundation. To się działo, dlatego teraz jestem tu gdzie jestem. Rozmawiamy, meetupy się kręcą, w zasadzie mam mało czasu, żeby udostępniać tę wiedzę którą chciałbym udostępniać każdemu for free. Jedyne co płaci człowiek to czas. Jeśli chce ze mną pogadać, to niech przyjdzie na meetupy, na moje konferencje. Występuję na tych Spark Summitach na Kafka Summitach. Tych przestrzeni, gdzie udostępniam moją wiedzę jest sporo. Nawet czasami zarzuca mi się, że traktuję rynek polski po macoszemu, może nawet wygląda na to, że jestem arogancki, bo co tam będę się udzielał na rynku polskim. A to raczej wynika z tego, że klienci są zagraniczni, płacą dobrze. Człowiek jest trochę pazerny nawet na tą kasę, więc dużo jeździ, a jak już jest w domu, to tak trochę nie chce się mu wychodzić poza ten dom, no bo siedzi z tymi kodami źródłowymi. Wtedy znowu klienci są, znowu musi wyjechać na ten tydzień, dwa trzy. I to tak rok mija. Są jeszcze inne pasje, na które nie starczy czasu. No i jakby wracając właśnie do 2019, nawet ostatnio zastanawiałem się, że trzeba byłoby zorganizować meetup, no bo sparkowego meetupu nie było ostatnio, kafkowego też, a jest tyle do podzielenia się. Ale muszę Ci powiedzieć, że normalnie nie ma gdzie tego wcisnąć, no bo trzeba to o tej 17:00 się zorganizować, bo to wyjazd. A teraz mi się pojawiają wyjazdy też w Polsce na różnego typu spotkania Javove, meetupowe, będzie Rzeszów, pojawiła się też Bratysława w międzyczasie, będzie Gdańsk, konferencja. Nawet nie mam czasu w tej Warszawie coś zrobić.
Znaczy wiesz, niektórzy to tam się cieszą, że są sami, tam są też tacy właśnie, te osoby które się tam publicznie wypowiadają o internecie i właśnie cieszą się z tego, że nie muszą zarządzać ludźmi, no bo to też jest ból, tak? W sensie, że jak masz firmę, no bo jest niby fajnie, bo jest dużo osób które ci mogą pomóc zrealizować jakieś zadania ale jeśli ty musisz poświęcać czas na zarządzanie, na odbieranie tych zadań, na przekazywanie, na wdrażanie, to z kolei bardzo dużo czasu zabiera takiego wiesz, którego nie możesz poświęcić na pracę.
Wiesz co, Jacek Zadrąg ze świętej pamięci firmy Java, której już w tej chwili nie ma, powiedział taką jedną fajną rzecz. On nie chciałby być nikogo managerem, on też czuł się, zresztą pewnie cały czas się czuje (pozdrawiam Jacka, jeśli to ogląda), zawsze powtarzał, że on nie chce być managerem, on chce być partnerem. Więc pomyśl sobie, tak jak jest, to w tych kancelariach. Nie wiem dokładnie jak to jest, ale sobie wyobrażam, o spółdzielniach. On miał kiedyś taką wizję, żeby firmy, powiedzmy Sages, moja firma, na razie jednoosobowa (ale może kiedyś będę jak na kształt u Sagesa), skrzykniemy się i nie będziemy niczyim managerem. Mamy swoje struktury jeśli ich potrzebujemy. Ja chcę mieć partnerów, więc pytam czy chcesz ze mną pracować? Jeżeli odpowiada: Chcę z tobą robić, to pytam dalej: Chcesz być na projekcie? Chcę być na projekcie. To powiedz mi co chcesz robić na tym projekcie, bądźmy razem. Jak chcesz ze mną iść do klienta, to możesz iść, ale to czasami trochę słabo wygląda, jak klient widzi 10 osób po jednej stronie, a po swojej stronie tylko dwóch. Jak chcesz to idź i powiedz mi co mam zrobić. Ty bądź moim managerem, ja mogę być twoim, ale raczej nie myślmy o tym, że ja będę cię rozliczał za robotę, tylko dowozimy projekt. W sensie, że ty jesteś ekspertem, jeśli nie to mówisz, czego ci brakuje. Ja czuję się ekspertem, więc mówię: ty zrobisz dla mnie to, ty mi mówisz, że to zrobisz, albo nie zrobisz i ja mam to zrobić. Generalnie, myślimy o finalnym efekcie naszych prac, a nie kto jest managerem. Więc jak ja poszukuję ludzi, to poszukuję kogoś, kto już stąpa twardo po ziemi i mówi wyraźnie, że chce być zarządzany, w porządku, to ja ci powiem. Będziesz kopał stąd do tamtąd i nie interesuje mnie to, że cię to nudzi. Jeśli powiesz oczywiście, że cię to nudzi, to ja to uwzględnię. To będziemy prowadzić rozmowy. A jeśli chcesz być równoprawnym, to czuj się odpowiedzialny i wydawaj mi też polecenia, takie które powiesz, bo mi się nie będzie chciało nad czymś myśleć albo od odfrunę z czymś. To powiesz mi “Jacek, słuchaj wróć do mnie, teraz ty będziesz kopał stąd do tamtąd, bo tego wymaga projekt”. Ja powiem – tak, robimy to, bo wiem, że to jest potrzebne, albo powiem, nie będę tego robił, bo to jest niepotrzebne i wtedy mamy tą równouprawnioną dyskusję, z prawem veta po obu stronach. Więc taka spółdzielnia bardziej mi odpowiada, no ale jakoś nie znalazłem i Jacek też nie znalazł, wielu osób które dzieliłyby tę samą pasję i myślenie. Dlatego myślenie o solopreneurze traktuję jako negatyw. Solo uważam za negatyw, zawsze myślę o zespole, udostępniam wszystko, co wiem. Mam nadzieję, że to pokazuje, że nie gram solo, mimo, że jestem solo. Raczej składam to na barki tego, że moja wizja, jak miałoby to wyglądać może jest tak karkołomna, że nikt w to nie wierzy jeszcze. Może rzeczywiście trzeba jeszcze po prostu zatrudnić kilka osób, powiedzieć będziesz kopał stąd dotąd, pokazać, że jest się jakąś firmą 10-osobową i może wtedy wyuczyć, to jest takie niewdzięczne słowo, ja lubię to czasami używać w tym kontekście, ale to jest pozytyw, wytresować kogoś, żeby był tobą. Wytrenować go, żeby postępował tak samo, a z drugiej strony, nie chciałbym, żeby ludzie postępowali tak samo, nie chcę budować kopii, chcę budować indywiduum, które będzie ze mną współpracowało. Więc chciałbym mieć kogoś i rozmawiam z kilkoma osobami, ale one są wciąż niezdecydowane. Pozdrawiam przyjaciół z Paryża. Paryżanie wiedzą o kim mowa. Więc jest kilku niezdecydowanych, jest kilku takich zewnętrznych, no zobaczymy jak to wyjdzie. Ale solopreneur nie, długofalowo na pewno nie. Manager też nie. To jest jeden z powodów, też dla którego nie pracuję w korporacjach. Tam się od razu oferuje mi się tytuły, senior ktoś tam, senior coś tam, raz przez wiek, dwa przez domniemane doświadczenie. Ja wolę być zwykłym programistą i powtarzam, że w mojej roli, jako niezależny, mam tę przyjemność, że mogę powiedzieć, ja mogę być od wszystkiego, byle w zdaniu przy tym wszystkim był Spark i Kafka i jeszcze Scala, więc jeśli jest jakiś problem, którego nikt nie chce robić, to ja go chcę robić. Dlatego to managerowanie, zarządzanie, masz rację, nie jest dla mnie, bo to zajmuje czas, którego po prostu nie mam.
Przy takiej pracy w pojedynkę to też z kolei mamy problem z zarządzaniem czasem swoim tak? To znaczy tym, że trzeba sobie tam dobrze podzielić czas pomiędzy pracę faktyczną a przygotowaniem do kolejnego projektu, o którym mówiłeś. Czy właśnie wręcz wyjazdem do klienta, czy czasem dzieleniem czasu między rodzinę, czas prywatny, osobisty. Mówiłeś też o mailach, w sensie tutaj też pełna zgoda, ktoś kiedyś powiedział, że odpisywanie na maile, to nie jest praca, to jest jakiś tam narzut który musimy sobie załatwić.
To prawda, bo możemy powiedzieć, kto ma płacić za czas przygotowania wyjazdu do klienta. Albo rozmową z klientem. Klient cię nie zna, ma pieniądze, mówi, że ma budżet nieograniczony. Czyli jesteś zainteresowany rozmową. Ale jak przekonać klienta, który cię nigdy nie widział w akcji i polega tylko na tym co widzi w Internecie, co możesz kreować. I jak przekonać tych ludzi, tego klienta? Czasami trzeba po prostu grać, żeby go zaintrygować. Tak nęcić. Trzeba odsiedzieć swoje w tej łódce i czekać na tego wieloryba, który chwyci na tę wędkę. I to zajmuje czas. Kto ma za to płacić? Ja uważam, że to jest na początku, to przy pierwszym spotkaniu, to jest Twój koszt. Czyli musisz sobie to skalkulować w stawkę, więc jakby czasami jest tak, że nie będę odpowiadał na maile. Maile Ci rosną, prawda? Już nauczyłem się tej trudnej sztuki. Popatrzę po tytule, popatrzę od kogo i do kosza. Nie mam wątpliwości, nie mam złudzeń, że być może coś stracę ważnego. Ale jeśli tytuł jest słaby, to nadawca też jest jakiś kwadratowy, idzie do kosza. Od razu. Czasami skanuję tylko, jak widzę jakieś słowa klucze, widzę to zostaję przy tym. Czasami przeskanuję i zostawiam na odpowiedź później. Ta odpowiedź nie następuje. I jeśli w jakimś tygodniu gościu nie odpowiada, nie przypomina się, tzn. że sprawa nie miała wagi. Ja nie odpowiedziałem, bo mnie nic nie przykuło. Gdyby tam było 10 000 zarobisz za jeden dzień, to bym od razu chwycił. A jak nic nie było takiego przykuwającego uwagę, to zostawiam to na później, to po tygodniu nie ma znaczenia, wyrzucam.
To już wiadomo jak pisać do Jacka.
Wiesz co, w pewnym sensie tak. Są słowa klucze, ale to działa też na ciebie, prawda? To działa na każdego. Jeśli napiszę: hej Łukasz, popracujemy razem? To powiesz zarobiony jestem. Dlaczego miałbyś ze mną pracować. Ale gdybym napisał: hej Łukasz, mam projekt XYZ, widzę, że się w tym specjalizujesz i jeszcze dobrze klient płaci, a to jest ten klient – duży gracz. A ty powiesz: to referencja jak znalazł, wchodzę w to, bo to referencje. Od razu byś odpowiedział, prawda? Więc tak. Czasami odpowiadam tak skrótowo: słuchaj jestem zarobiony, odpowiem za tydzień. Bo nauczyłem się tego ze Stanów. Ludzie czasami tak odpowiadają, zaznaczając, że widzieli Twój mail, on nie przepadł, nie trafił do deathnulla, albo do jakiegoś kosza. Widział, ale odpowie później. Czasami tak odpowiadam. Czasami mówię, że nie będę mu odpowiadał. Nie odpowiem mu wieczorem. Wieczór mija, a na drugi dzień mam taki żal że nie odpowiedziałem, to już minął cały dzień, a klient jest ważny. Więc w zasadzie co mu teraz napisze? Że odpowiem pojutrze? To już tak trochę kwadratowo. To mówię, dobra odpowiem mu dzisiaj wieczorem, teraz nie mogę akurat, faktycznie nie mogę. Widze ten mail, chodzi mi to w głowie, ale powinienem się trochę przygotować do tej odpowiedzi. I mija czasami z 3-4 dni i wtedy już w ogóle jesteś w fatalnej sytuacji, bo gość na ciebie czekał. Ty po 4 dniach odpowiadasz: słuchaj, nie wiem, albo masz pytania. I tak wolałbym odpowiedzieć 4 dni wcześniej. To jest ten problem. I wracając do tego, to jest koszt, to jest management. Dlatego często jest tak, że liczę sobie czas to tego faktycznie spędzonego czasu na pracę jest liczonych czasami. Ostatnio mówię do żony, ty wiesz co? Mierzyłem sobie czas. I faktycznej pracy za którą ktoś mi zapłacił wyszło 3 godziny. Pojawia się pytanie, co robiłeś w 8 godzin? Siedziałeś w domu. Pewnie żeś siedział przed youtubem albo coś tam. Niee, nie robiłem. Tylko to było po prostu, czytanie maili, odnotowałem sobie to. To jest czas administracyjny, za to nikt nie płaci. Aczkolwiek we wstawkach próbujesz to jakoś tam ukryć. Ale faktycznej pracy 3 godziny. A trzymałem się ram czasowych, nic nie dotykałem innego nie? I tak przerażające, prawda?
Tak, to trzymanie tego rygoru, ale to jest chyba po prostu nie do uniknięcia. W sensie gdzie mamy tą stawkę za pracę to gdzieś ta administracja powinna być wkalkulowana, no bo to po prostu.. No na ten mail od klienta też trzeba odpowiedzieć.
Trzeba jeść, trzeba sobie przygotować. Albo wychodzisz do restauracji, płacisz za ten czas restauracyjny komuś, więc jest fajnie jak sobie dajesz radę, ale jak nie chcesz codziennie chodzić do restauracji, nawet najlepszej. Często jest tak, że jestem na wyjeździe, znajdę fajną restaurację, i mogę wychodzić na koszt klienta do tej restauracji. Ale nawet mi się już nie chce wychodzić do tej restauracji. Nudne to jedzenie, fajne jest, ale nawet fajność się nudzi w pewnym momencie i to tak człowiek mówi, nie wyjdę. I przyjeżdżam w piątek, a mam robotę w poniedziałek, to potrafię na niezbędnym minimum jeść no prawie samo KFC, no prawie na poziomie KFC. Jakby przepalam tę sobotę i niedzielę, bo jestem tak zaangażowany wiesz w rozkminianie Sparka i Kafki nie? Ktoś powie, że wyszedł być, pozwiedzał, jeździsz po tych wszystkich miejscach, co ty widziałeś? Nic. To jakiś pusty człowiek jesteś. No może, ale nie boli mnie to. Więc jakby tak rzeczywiście to zarządzanie czasem wydaję mi się, że umiem to robić, ale czasem jestem bardziej jestem przerażony, jak niewiele czasu spędzam produktywnie nie? Cokolwiek by produktywność miała znaczyć. Oczywiście, nie przesadzając oczywiście, bo trzeba właśnie przygotować to jedzenie, trzeba trochę odsapnąć, rozprostować kości. Pasjonuje mnie rozciąganie, więc wiem jak bardzo ważne jest, żeby wstać, co te 30 minut przynajmniej, niezbędne minimum. Jakby odświeżyć umysł, kiedy czasami trafiasz na problemy. Ale wiesz, 24 godziny minęło, a ty 3 godziny pracowałeś? Na szczęście dobrze, że te pozostałe aktywności były jakoś dobrze docenione choćby przez rodzinę, więc to nie musiało być traktowane jako praca, tylko jakoś taka dla dobra publicznego.
A czy masz jakieś swoje metody znajdowania tego najbardziej efektywnego czasu pracy? Że to dla ciebie jest np. rano albo, że wieczorem, albo wtedy kiedy jesteś na wyjeździe i rodzina nie wchodzi nagle do domu?
Wiesz co, przez te ostatnie 5 lat codziennie wstaję o 5:00 rano. W tej chwili jest trudniej. Ostatnio wstawanie o 5:00 jest na tyle karkołomne, bo czekam na zmianę czasu, teraz bo jest naprawdę ciemno. I jest ciemno, jest zimno, generalnie jak się wstaje, to już nawet chodzenie na bosaka po domu, zaczyna być nieprzyjemne. To już te podłogi nie są tak ciepłe. Jeszcze nie grzeją a już jest zimno. Więc i ta pogoda, ta ponurość, słyszysz deszcz pada, a ty wstajesz. Ale na szczęście już wyrobiłem sobie ten zwyczaj wstawania o 5:00, więc to nie jest jakieś wyzwanie. Jak ja bym w tej chwili usłyszał że miałbym wstawać o 3:00, to byłoby wyzwanie. To wiem, ile by to mnie kosztowało. Więc jestem w stanie zrozumieć, że wstawanie o 5:00 dla wielu może być wyzwaniem. Ale to nie jest wyzwanie. W pewnym momencie człowiek się przyzwyczaja. Mówią że po 30 dniach cokolwiek byś nie robił, przyzwyczajasz się. Więc wstaję o 5:00. No i od 5:00 do 7:00 wiem, że cały dom śpi. Więc żyję w tej chwili z trzema innymi osobami, dwójką dzieci i żoną. Córkę (pozdrawiam Iwetkę), udało mi się wyrzucić już z domu. Już jest dorosła, jest na swoim, fajnie prawda? Wyrzucić to jest pozytyw. W tej chwili syn przyjechał do domu, bo wakacje studenckie, więc czekać kiedy tylko wyemigruje, będzie mniej. Ale wciąż, czyli dom śpi do 7:00, więc do tego czasu mam te dwie godziny i mogę zajmować się moimi tzw. bzdetami. Wtedy rzeczywiście mam to półtorej godziny na to swoje rozciąganie. Wtedy to jest mój czas.
W kolejnym odcinku dalsza część rozmowy.